Dzisiaj przedstawię Wam wynik działania Kyori na moją osobę :D Bardzo starałam się, jak wiecie zrobić coś co będzie jej (jezuniu... to tak durnowato brzmi ale trudno, nie mam innego słowa) godne. Wszystko co jej szyłam wydawało mi się takie nijakie, nudne... Nie pasujące do niej... Więc wpadłam na; jak się później okazało szatański plan, uszycia jej czegoś z sutaszu i koralików (znalazłam nawet jeden kryształek Svarowskiego -jupi!). Ile nocek zarwałam przez to maleństwo lepiej nie pisać. Ale w sumie cieszę się z tego - przez te godziny obudziłam w sobie coś co trudno będzie mi uśpić :D Mam już tyle pomysłów na sutaszowe kreacje! W głowie kiełkuje mi projekt na projekcie :P Przy takim żmudnym dłubaniu z mojej głowy ulatniają się złe, smutne myśli - jestem zajęta tylko jednym. To doskonała terapia. Po wykonaniu zadania czuję się lekka jak piórko i inaczej patrzę na świat... No ale może przejdźmy do tej sesji, co? Bo zauważyłam, że ostatnio za bardzo się "wywlekam" na wierzch :P
Musze przyznać, że Kyori bardzo ładnie odegrała rolę jaką dla niej zaplanowałam, jestem zachwycona jej możliwościami ruchowymi! Na niektórych zdjęciach wydaje się jak żywa... Brakuje jej tylko miecza, popielatych włosów oraz Kelpie skubiącej trawkę gdzieś w tle - i wypisz wymaluj Ciri... No ale wszystkiego mieć nie można :P
Zdjęć nie obrabiałam, zostawiłam je w stanie surowym. Myślę, że dzięki temu zachowałam nieco mroczną atmosferę tego "jeziorka". A może to ta mroczność mojego kitowego, ciemnego obiektywu? :D
OSTRZEŻENIE:
Post zawiera wręcz nieprzyzwoitą ilość zdjęć, więc jeśli komuś wysiądzie palec od scrollowania - nie bijcie, w końcu oszczegałam :D