środa, 10 lutego 2016

Mueriarte - moja nowa nazwa, łepetyna w sutaszu

Hej, hej,

Jak widzicie zmieniłam nazwę bloga. To niestety oznacza, że jeśli chcecie śledzić moje poczynania musicie zmienić w liście czytelniczej zapisany adres :( Nie wiem jak to uczynić inaczej, niestety.

Na dniach pojawi się również strona facebookowa dedykowana lalkom i biżutkom.

Strasznie mi głupio, że tak rzadko tu jestem i czuję wewnętrzną potrzebę aby się Wam wytłumaczyć. Niestety - praca. A jak już mam wolne to projektuję, szyję, uczę się szeroko pojętej historii Słowian - wierzeń, obyczajów i oczywiście "mody"! :)  Wszystko po to by w pełni przygotować się do projektu lalkowo-szyciowego, którego premiera odbędzie się w marcu, wraz z topieniem Marzanny (wiecie, że kocham topić lalki :D). Poprzeczkę postawiłam sobie wysoko, mam nadzieję, że podołam... Trzymajcie za mnie kciuki - błagam!!!

Jednak, to, że mam w przygotowaniu "Wielki Projekt" nie oznacza, że będę się ograniczała tylko do niego. Niedługo pokażę Wam pannę w turkusach nawiązującą do starożytnej Grecji. Postacie z tego większego projektu będą się pojawiały raz w miesiącu :)

Wracając do nazwy. Jak już kilka razy pisałam zawsze mam wielki problem z wymyśleniem tej odpowiedniej, a zależało mi na tym by w jednym, góra dwóch słowach zawrzeć całą charakterystykę mojej "działalności". Przez parę dobrych miesięcy kołatało mi się w głowie kilka słów, miesiąc temu dołączyła do nich Mora, inna nazwa Marzanny - słowiańskiej bogini Życia i Śmierci (w wielkim skrócie). Potem dołączyło do niej jeszcze słówko "art", którego pochodzenia tłumaczyć nie muszę :D Jednak Moraart brzmiało według mnie za bardzo pretensjonalnie  :D Dlatego trochę pogięłam te słowa i wyszło Moriarte, to jednak za bardzo kojarzyło się z książkową postacią stworzoną przez Pana Doyle'a :D Zatem stanęło na Mueriarte. Muer (śmierć ale jednocześnie początek, słowiaństwo ale nie do końca), arte (sztuka). Tak ja to widzę i tak mi z tą nazwą lepiej :D

Żeby ten post nie zawierał tylko słów pokażę Wam co nie tak dawno zrobiłam - jest to łepetyna okolona koralikami i sutaszem. Twór ten wyjątkowo mi się podoba, bo jak już wiecie uwielbiam czerń a już w ogóle ubóstwiam czerń przełamaną kolorem. Tutaj postawiłam na złoto i kaboszony z czerwonego Jaspisu Królewskiego :) Mama poprosiła mnie bym zrobiła prezent ważnej jej osobie, pewnej eleganckiej pani :) Mam nadzieję, że wywoła uśmiech na jej twarzy :)








Wielka tajemnica sutaszowa - jego tył! :D


Materiały :
- niezwykle twarzowy kaboszonek od Joli,
- sutasz czarny - pega acetat (jeśli chcecie sutaszować polecam z całego serca!!!)
- sutasz złoty z juesej,
- jaspisy królewskie czerwone,
- czarne toho 15/0 i 8/0,
- matowe, złote NihBeads,
- czarne oponki fasetowane.

Jak Wam się podoba mordulinka i nowa nazwa?
Ja uciekam, zobaczę co mnie ominęło w lalkowym świecie :)












9 komentarzy:

  1. mordulina przewspaniała -
    kojarzy mi się z Księżycem -
    tzw. Sierpem w pełni :)))

    i ja kocham czarne bijou!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzenie z księżycem nader odpowiednie :) U mnie wszystko się z nim wiąże :D
      Mam w planach stworzenie dla samej siebie kolii z księżycowymi twarzami (czarne lub szare ze srebrną przecierką) ale to jeszcze :D Na razie mam pełne ręce roboty :P

      Usuń
    2. kiedyś namiętnie nosiłam księżyce w uszach -
      cudnie połyskiwały w gamach szarozielonej
      macicy perłowej, ujarzmione srebrem :)))
      chyba znowu wyruszę na połowy srebrnych sierpów ♥

      Usuń
  2. Mordulinka bardzo fajna i na pewno się spodoba:)

    Trzymam kciuki za wielki projekt i ślę uściski:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki za Wielki Projekt !!!
    Bardzo jestem ciekawa Twoich słowiańskich studiów , mnie też ta dziedzina interesuje .
    Mordulinka klimatyczna , z pewnością się spodoba :) .

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiam ciepło. Życzę cierpliwości i natchnienia...

    OdpowiedzUsuń